Ślub Miki i Valda, starych znajomych, z mrocznym i odległych czasów 🙂
Bardzo się go bałam. Po traumatycznych przeżyciach na ślubie brata ciotecznego Pawła, nie byłam sobie w stanie wyobrazić nic miłego, fajnego, takiego jakim powinien taki dzień być. Na szczęście rzeczywistość zweryfikowała moje uprzedzenia. Ceremonia odbyła się w Kościele Pokamedulskim na kampusie UKSW, poprowadzona przez przesympatycznego, uśmiechniętego księdza. Nie wiem, czy przez odległość, czy z innych powodów, nic nie raziło oka. Wszystko odbyło się po prostu sympatycznie, a czytanie zamiast o lęku przez Bogiem było po prostu Pieśnią nad Pieśniami (nie wiem, słyszałam tylko, bo się spóźniliśmy). Ksiądz z resztą jest ponoć gwiazdą ogólnie znaną – jak byliśmy mali prowadził np. Ziarno :))
Potem wesele – zasiadane, ale mimo to przemiłe. Ja się cieszyłam jak głupek, bo w końcu zobaczyłam wszystkie mordki, których strasznie dawno nie widziałam, niektórych to pewnie jeszcze od czasów Kopalni. Więc gicik. Mogę się zaśłubić 🙂
A foty Pawła, a jaaaaaaakże !!