No wiem, gadanie o własnych kotach, kiedy goście akurat mają je przed nosem, a pisanie w środku nocy to dwie zupełnie inne sprawy, ALE… właśnie wyszłam z kąpieli. Kąpiel była długa i obfitowała w dużą liczbę przeczytanych stron. Czytając kolejną , uświadomiłam sobie, że coś strasznie wyje za drzwiami i wcale nie jest to wiatr. W drzwiach łazienki są otwory na dole, ot, coby się nie udusić. Gdy spojrzałam na nie, okazało się, że w jednym z nich tkwi wbite we mnie OKO. I nie ani drgnie. No może drgnie lekko w rytm zawodzenia. Moja młodsza kotka przez całą półgodzinną kąpiel wyła pod drzwiami, bacznie obserwując, co się ze mną dzieje. A jak wyszłam, odtańczyła najradośniejszy – choć przyznam, że równie histeryczny, co radosny – taniec powitalny, jaki kiedykolwiek widziałam. A widziałam wiele i to pełnych pasji.
Nie wiem, co to kocie sobie w łebku uroiło, ale czegoś takiego nigdy nie widziałam. Może myślała, że zostanę już w wannie na zawsze i nikt nigdy nie napełni jej miski pysznymi chrupkami? No nie wiem, dziwne to było, dziwne. I teraz nie odstępuje mnie na krok.
O. No to się podzieliłam, mimo, że trochę wstyd.